Dariusz Kos:   Kwas Kaczyńskiego


Premier i szef Prawa i Sprawiedliwości wrócił do mocno krytykowanej przez siebie na początku lat 90. koncepcji prezydenta Lecha Wałęsy - „wzmacniania lewej nogi".

Tak jak były szef „Solidarności" wyciągnął z niebytu i izolacji postkomunistów, tak teraz premier Kaczyński wprowadził na swoje salony IV RP walczących o przetrwanie niedobitków z „układu". Rząd PiS podpisuje umowę na budowę części autostrady z firmą Jana Kulczyka, przyjaciela Aleksandra Kwaśniewskiego, a sam premier odpowiada na apel tego ostatniego i staje z nim do debaty o przyszłości Polski. Sztaby postkomunistów i budowniczych IV RP rozmawiają ze sobą i ustalają warunki. Debaty czy przyszłych rządów?- Moim zdaniem, europosłowie LiD-u i PiS-u już się porozumieli co do koalicji w przyszłym parlamencie - uważa były szef Unii Polityki Realnej i kandydat LPR do parlamentu Janusz Korwin-Mikke. O prawdopodobieństwie przyszłych rządów postkomunistów z ekipą obecnie rządzącą krajem mówi także lider Ligi Polskich Rodzin, Roman Giertych.
Nie trudno wysnuwać takie wnioski po tym, jak premier Jarosław Kaczyński postawił na debatę tylko z byłym prezydentem Kwaśniewskim, a nie z liderami innych ugrupowań walczących w wyborach parlamentarnych.

Kaczyński pomaga „czerwonym"
Po swoich ostatnich, czteroletnich rządach, dekadzie prezydentury, aferach Rywinlandu, Starachowic, Orlenu, pijaństwie nad grobami pomordowanych żołnierzy w Charkowie czy licznych lokalnych przekrętach postkomuniści jeszcze do dziś nie mogą się otrząsnąć. Imają się wszelkich sposobów, by odbić się od dna i znów wrócić do prawdziwej politycznej gry. Porzucili skompromitowany szyld SLD, pozbyli się twarzy starych przywódców w osobach Millera, Oleksego i Dyducha, połączyli z resztkami dawnej UD-ecji, czyli Partią Demokratyczną, a na swego lidera wybrali nadal dość popularnego byłego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. Mimo to nie mogą odzyskać nawet połowy poparcia sprzed sześciu lat. Nadal nie mają szansy zawalczenia o konfitury władzy. Nawet ewentualna koalicja z PO nie jest pewna, jeśli do Sejmu dostanie się PSL. Są tam, gdzie byli po swej katastrofie dwa lata temu.
I nagle z nieocenioną pomocą przychodzi sam premier Kaczyński i PiS. Nawet nie wyciągają ręki, tylko wprost podsadzają „lewą nogę". Bowiem nieważne jest, kto wygra debatę Kaczyński-Kwaśniewski - ważny jest sam fakt, że ona zaistniała. Rację ma poseł PiS Jacek Kurski porównujący ów pojedynek do starcia Wałęsy z Miodowiczem w 1988 roku. Wtedy rządzącym komunistom nie chodziło o jej wynik. Chcieli po prostu wyciągnąć z oficjalnego niebytu przywódcę „Solidarności", by w ten sposób mieć pretekst i legitymować swoje późniejsze rozmowy z opozycją solidarnościową. Komuniści dawali jednocześnie „Solidarności" usprawiedliwienie przed społeczeństwem za rozmowy z „okupantem". Później Wałęsa, już jako prezydent RP, odwdzięczył się swoją koncepcją „wspierania lewej nogi". I właśnie taki scenariusz realizuje teraz PiS.

Zapomniana nauka
.
A jeszcze ponad dekadę temu Jarosław Kaczyński, stojąc na czele Porozumienia Centrum, krytykował ówczesnego prezydenta Wałęsę właśnie za dawanie szansy postkomunistom. Słusznie rozumował na początku lat 90., iż „wspieranie lewej nogi" to nic innego, jak powolna rekomunizacja Polski. Legitymizowanie ówczesnego SLD i jego liderów w osobach byłych aparatczyków PZPR: Kwaśniewskiego, Millera, czy Oleksego, jako legalnie działających polityków, mających pełne prawa do istnienia w polityce i odgrywania w niej poważnych ról, było w przeświadczeniu Jarosława Kaczyńskiego zgubną polityką.
- Miłość do komunistów uzależnia. Wałęsa tego nie rozumie. Przecież ci „czerwoni" politycy i generałowie sami go usuną. Przejęcie przez Wałęsę pełni władzy, trwały i zwycięski sojusz z komuną zgotuje mu los Ali Bhutto - mówił w 1993 roku w wywiadzie-rzece „Czas na zmiany" obecny szef rządu i PiS. W tym samym roku organizował wielkie demonstracje przeciwko ówczesnemu mieszkańcowi Belwederu i jego wizytom w redakcji postkomunistycznej „Trybuny". Palono na nich kukły prezydenta Wałęsy i krzyczano, że zdradził ideały „Solidarności", bo układa się z „czerwonymi". Było to także jednym z motywów kampanii Porozumienia Centrum w wyborach do Sejmu w 1993 roku.

Mimo tego „wspierania lewej nogi" prezydent Wałęsa oficjalnie nie konsultował swoich posunięć z ówczesnymi postkomunistami. Robił to potajemnie przez swych wysłanników. Bał się jeszcze opinii Polaków. W słynnej scenie z filmu „Nocna zmiana", gdy w sejmowych pokojach prezydenta trwa narada, jak obalić rząd premiera Jana Olszewskiego, nie widzimy przedstawicieli SLD. Nie było ich tam. Padają za to słynne słowa: „Jak SLD nie skrewi" - wypowiadane przez... Donalda Tuska, posła KLD.
Z kolei były premier Jan Olszewski, dziś bliski współpracownik obecnego premiera, przestrzegał, gdy Sejm I kadencji wybrał przedstawiciela SLD do pierwszego składu Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, iż skończyła się w ten sposób izolacja postkomunistów przez ugrupowania „Solidarnościowe" i będzie miało to bardzo złe skutki dla przyszłości kraju.

Kto jest naprawdę pomocnikiem?

Dziś premier Jarosław Kaczyński popełnia błąd, który on i bliscy mu programowo politycy wytykali Wałęsie i części dawnej opozycji, głównie środowisku Unii Demokratycznej i KLD.
- Obecnie trwa starcie wyborcze, czy idziemy ku IV RP, czy też cofamy się do III RP. Właściwym rozmówcą w tej sprawie jest Aleksander Kwaśniewski. Dlaczego mam rozmawiać z pomocnikiem (Tuskiem - przyp. red), skoro mogę z szefem (Kwaśniewskim - przyp. red.)? - usprawiedliwia się architekt IV RP. -Może się pochylę nad pomocnikiem, ale na razie wolę porozmawiać z szefem - dodaje ironicznie.
Trudno jest zrozumieć postawę premiera. Debatą z twarzą III RP nie przyciągnie nowych wyborców do PiS. Antykomunistyczny elektorat już dawno wybrał rządzące ugrupowanie. Niezdecydowani wyborcy mają w nosie potyczki między III a IV RP. Oni chcą spokojnie zarabiać coraz więcej pieniędzy, chcą mieć bezproblemowy dostęp do lekarza i szpitala, chcą bezpiecznie chodzić po ulicach i jeździć po nowych drogach. Nie dostrzegają w tych problemach związku między oligarchicznym układem a biednymi państwowcami żyjącymi całe życie politycznymi rozgrywkami na koszt podatników.
Debata, jeśli komuś przysporzy głosów, to jedynie LiD-owi, odbierając jednocześnie część elektoratu PO. Trudno, by tak wybitny taktyk jak Jarosław Kaczyński tego nie wiedział. Zapewne więc osłabianie Platformy legło u podstaw decyzji o pojedynku z postkomunistą. Jednak marginalizowanie PO, a podsadzanie w górę LiD-u to zabawa już nie tyle zapałkami, co nitrogliceryną. Każdy gwałtowny ruch i PiS z Kaczyńskim na czele wylatuje w polityczny niebyt. Ten sam, w którym znaleźli się po wyborach w 1993 roku.
Niektórzy politycy PiS już się tego obawiają. W najnowszym wywiadzie dla „Newsweeka" obecny minister kultury i jednocześnie wiceprzewodniczący PiS, Kazimierz Michał Ujazdowski dystansuje się od decyzji swojego szefa. Nie rozumie, dlaczego premier zdecydował się na debatę z Aleksandrem Kwaśniewskim, a nie Donaldem Tuskiem.
- Opowiadam się za silnym, mającym mocne oparcie w parlamencie rządem, zdolnym do podjęcia poważnych reform instytucjonalnych, w tym zmiany konstytucji. I dlatego opowiadam się za koalicją PO-PiS - deklaruje wiceszef rządzącego ugrupowania.

Dziś debata, jutro...
„Wspieranie lewej nogi" skończyło się dla prezydenta Wałęsy i Polski klęską. Najpierw w 1993 roku SLD wygrało wybory i wraz z PSL rządziło przez cztery lata krajem, umacniając swoje pozycje w biznesie, służbach specjalnych i lokalnych układach. Co prawda postkomuniści przegrali następne rozdanie, ale po kolejnej kadencji parlamentu zwiększyli prawie dwukrotnie swoje poparcie i w 2001 roku niewiele im zabrakło do samodzielnych rządów. Dla samego autora koncepcji podźwigania postkomunistów skończyło się to dotkliwą prestiżowo porażką w wyborach prezydenckich w 1995 roku. Na dekadę oddano Pałac Prezydencki w ręce Aleksandra Kwaśniewskiego. W sumie przez 12 z ostatnich 17 lat ekipa SLD albo rządziła, albo współrządziła Polską. Dopiero przed dwoma laty udało się zmarginalizować postkomunistów i kierować państwem, nie oglądając się na byłych aparatczyków PZPR.
Jeśli PiS z Jarosławem Kaczyńskim na czele będzie kontynuował wprowadzanie Kwaśniewskiego i jego młodszych towarzyszy na salony IV RP i z nimi będzie dyskutował, to prędzej czy później zrobią z nim to samo, co już raz zrobili z Wałęsą i prawicowymi ugrupowaniami. W dodatku kto teraz zagwarantuje, że choć dziś Kaczyński debatuje z Kwaśniewskim, to jutro nie będzie chciał z nim współrządzić?

Dariusz Kos:  http://www.wirtualnapolonia.com/teksty.asp?TekstID=12095



 Wykonanie oraz obsługa techniczna:     
info@polonia.be